Elsie
Kosmiczna Podjarka
Dołączył: 14 Mar 2010
Posty: 368
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 23:11, 06 Sie 2010 Temat postu: Vivian Blake |
|
|
Co? Remake Georgii z innymi postaciami, ale bardzo w stylu tych z Gee, więc nie miejcie mi za złe megapodobieństwa, bo to tak jakby był mój cel Raczej się domyślicie, jakie postaci odpowiadają tym z Georgii
Dlaczego? Z nudów i nagłej weny, która już zniknęła
26 SIERPNIA - CZWARTEK
09.16
-Ruby, moja głupiutka, kochająca brokuły kumpelko, co masz na myśli, mówiąc, że nie idziesz?
-To, co usłyszałaś.
-Jeśli chodzi o to, że twoja mama nie kupiła ci dziś kremu do depilacji wąsika, to nie martw się, dzięki dzisiejszej technologii wynaleziono coś takiego jak maszynka taty.
-Vivian, mówię poważnie.
-Do widzenia.
Trzasnęłam słuchawką. Zajadaj swoje brokuły, pani Warzywko, cha-cha-cha.
Dryń, dryń.
-Halo?
-Co miałaś na myśli, mówiąc o wąsiku? Ja nie mam wąsika. A brokuły są bardzo zdrowe i smaczne.
-Tak, jasne, kochanie. Do zobaczenia niebawem. Adios!
-Viv...
Rozłączyłam się i wyszłam z salonu. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Ruby, moja najlepsza kumpela, mogłaby nie iść na imprezę do Kathleen Tucker, na którą zaproszenie zdobywałam przez dobrą godzinę, latając za nią po centrum handlowym i wrzeszcząc "Kath, czy jest coś, co chciałabyś mi powiedzieć? A może na coś zaprosić?". Głupie, wiem, ale zadziałało. Głównie dlatego, że prawie weszłam Kathleen do przymierzalni w Victoria's Secret. A propo, jak można kupić tak obcisłe majtki? Były co najmniej o 3 rozmiary za małe na bujne siedzenie Kath. Ale to nie moja sprawa, prawda? Nagle do kuchni weszła moja młodsza siostrzyczka, Tibby. Na głowie miała dziwny beret. Zaraz... To nie beret.
-Tibbs! Skąd masz stanik Ruby?
-Koś się*, Vivi.
Oooch, jest taka słodka. I bardzo niestosowna, jak na czteroletnią dziewczynkę. Na szyi miała zawiązany pseudo szalik, czyli, jak zauważyłam, jakieś majtki. Oby tylko nie wyciągnęła ich z kosza na pranie. W naszym domu takowy kosz powinien być ogrodzony i z wywieszoną tabliczką "Odpady niebezpieczne dla życia". Można by jednak tego uniknąć, gdyby tata przestał traktować higienę osobistą tak wymijająco. Ile razy powinnam mu tłumaczyć, że po "graniu w nogę z kumplami z młodości" powinien brać prysznic? Popołudniowe espresso i zapach przepoconych galotów to niezbyt dobre połączenie.
-Tibby! - do kuchni wbiegła matka-awanturnica. - Wyciągnęłaś z mojej szuflady MOJE MAJTKI? I to te z nocy poślubnej!
Skrzywiłam się. Jak można wychowywać się w takim domu?
-Mamo, proszę, oszczędź nam szczegółów.
-Nie zamierzałam wam o tym opowiadać. To, co się stało tamtej nocy pozostanie między mną, a waszym tatą - puściła do mnie oczko.
Bleee! Musiałam szybko i mocno walnąć się w głowę, żeby wymazać to z mojej pamięci. Jakim cudem zdołałam wytrzymać z tymi ludźmi przez aż piętnaście lat?
*Koś się, w języku Tibby oznacza "kocham cię"
09.34
Dla waszej informacji: tylko Tibby pozwalam nazywać się "Vivi", nie znoszę swojego imienia, a to zdrobnienie kojarzy mi się z pszczółką Mają, ale dla Tibbs zniosę wszystko.
-Vivi, zlobiłam kupcię.
Wszystko, oprócz tego.
-Maaamooo! Tibbs popuściła. Spadam do Ruby, narka!
09.40 - w drodze do Ruby
Udało mi się uciec bez potrzeby wąchania zapaszków z pieluchy mojej drogiej siostrzyczki. Bardzo ją kocham, ale nie jestem jeszcze gotowa na takie poświęcenia. Z kieszeni pojemnej torby Prady (trzy miesiące błagania + miesiąc sprzątania sypialni rodziców = prezent od tatusia) wyciągnęłam białego Apple (prezent od szurniętego wujka, pracującego w branży komunikacyjnej) i wybrałam numer Lucy. Odebrała po pierwszym sygnale.
-Bonjour**.
-Rozmawiałaś z panią Warzywko?
-Oui***. Powiedziała, że wyjeżdża do babci, żeby pomóc jej w zbieraniu zboża.
-Żartujesz, prawda? - zapytałam, przekonana, że tak właśnie jest.
-Non****.
-Wydziedziczam ją. Pa-pa, Rubs. Witaj Lucy.
-Zapiszesz mi w spadku torebkę Prady?
-Do widzenia.
I się rozłączyłam. Torebka pójdzie ze mną do grobu, zapomnijcie, moje amusant***** kumpele. Może kupię dla Ruby brokuły? Może to uświadomi jej, że tak naprawdę to tylko ja ją kocham i tylko mnie potrzebuje, a nie jakiejś tam babci i jej zboża. Tak, to dobry pomysł. Świeże brokuły załatwią sprawę. Skręciłam więc do warzywniaka na rogu i oniemiałam. Ujrzałam bowiem najseksowniejszego i najprzystojniejszego chłopaka na całej planecie. Aż zakręciło mi się w głowie. Miał bardzo ciemne włosy, trochę dłuższe niż u większości chłopaków. Wspaniałe ciało i granatowe, głębokie oczy, od których przechodziły mnie ciarki. Był wysoki i miał może trochę ponad siedemnaście lat. Chyba zauważył, że wgapiam się w niego jak cielę w malowane wrota, bo uśmiechnął się zniewalająco i mierząc mnie od stóp do głów zmysłowo oblizał wargi. Jezu, czy on oblizał wargi na mój widok Na widok zgalaretowaciałej, nieuczesanej mnie? Co prawda, na włosy nie wypadało mi narzekać; miałam to szczęście bycia posiadaczką długich, jasnobrązowych, lśniących fal, które praktycznie same się układały. Nie wiem, po kim je odziedziczyłam, bo nie sądzę, aby była to zasługa mamy-blondynki i taty... Łysola. Może zostałam adoptowana? Nie zdziwiłoby mnie to, ponieważ wykraczam daleko poza poziom rodziny Blake'ów. Kulturą, jak i słownictwem. Zaraz... Gdzie się podziała miłość mojego życia? Zamrugałam oczami i rozejrzałam się. Zniknął. Może to był tylko mój wymysł? Może to obecność takiej ilości warzyw tak na mnie działa? Tak, to musi być to.
-Przepraszam? W czym mogę ci pomóc? - usłyszałam za plecami.
Przewróciłam oczami i nie odwracając się nawet wypaliłam:
-Słuchaj, koleś, właśnie miałam piękny twór mojej wyobraźni przed oczami, w postaci młodego Adonisa i próbuję wrócić myślami do tego szczęśliwego miejsca, więc może zająłbyś się swoimi pomidorami i włoszczyzną i... - odwróciłam się i zamarłam.
Oto granatowooka miłość mojego życia stała przede mną z niesamowitym uśmiechem na niesamowitej twarzy, a ja właśnie zrobiłam z siebie napalonego durnia. Typowe.
**Dzień dobry
***Tak
****Nie
*****Zabawne
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Elsie dnia Wto 19:05, 19 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|